Norweski z przymrużeniem języka – Zdania pytające, czyli kto kupi chleb?
Dziś będziemy analizować podstawowe błędy, które popełniają Polacy w Norwegii, gdy tworzą zdania pytające. Ilustracja: Katarzyna Sadowska
– Kupisz dzisiaj chleb. (właśnie, ten powszedni) – Stwierdzamy fakt, ton głosu się nie zmienia.
– Kupisz dzisiaj chleb? – Pytamy i słowo chleb intonujemy w górę.
Zatem po norwesku będzie tak:
1. Zdanie oznajmujące:
Du skal kjøpe brød – (Ty) kupisz chleb.
2. Zdanie pytające:
Skal du kjøpe brød? – Kupisz (Ty) chleb?
Niby zasada jest prosta – zamieniamy podmiot z orzeczeniem, ale ile razy mówimy po polsku
Du skal kjøpe brød?, melodię intonujemy do góry, a twarz Polaka zamienia się w znak zapytania... A Norweg słyszy zdanie oznajmujące o pytającej melodii brzmiące jak rozkaz i coś mu zgrzyta. A nam nie zgrzyta nic i dlatego my mamy Chopina a Norwegowie Griega.
Z tym skal mamy zresztą większy problem, bo często nie wiemy, kiedy powiedzieć skal a kiedy blir i zamiast rzec Jeg skal på kino, mówimy Jeg blir på kino, czyli coś w rodzaju Ja będę/zostanę kinem. A przecież nikt nas nie pyta, kim chcielibyśmy zostać w przyszłości. Zasada jest taka że skal odnosi się do przyszłości jako zrobienia czegoś, a blir do zmiany stanu rzeczy czy stanu cywilnego, zmiany zawodu, „ja będę kimś” (jeg blir rik man – będę bogaty), „będę gdzieś” (jeg blir der i morgen – będę tam jutro) itp.
Poza tym skal nie zawsze znaczy będę, czasem chodzi o to, co mam do zrobienia lub co powinienem zrobić. Kiedy zaczynałem pracować w firmie, chciałem zapytać szefa Co mam teraz robić?, ale nie wiedziałem, jak ugryźć słowo mam.
Teraz już wiem, właśnie jako skal. Hva skal jeg gjøre nå? – to jest poprawne pytanie.
Polskie słowo mam też może mieć dziwne znaczenia. Przykład z wczoraj:
– Jutro nie ma Cię w domu?
– Ma... To znaczy, jestem.
Tak odpowiedziała moja żona! Użyła słowa ma w kontraście do nie ma tworząc coś zgodnego z logiką, ale gramatycznie nieistniejącego. Więc jeżeli dziwi Was, że norweskie słowo har znaczy mam, ale też jest słowem tworzącym czas przeszły (jeg har kjøpt brød – kupiłem chleb, odwołujemy klęskę głodu), to przypomnijcie sobie, że polskie mam może oznaczać że mam coś w ręku albo tworzyć czas przyszły w znaczeniu że mam coś zrobić. Czyli mam oznacza wówczas właśnie takie norweskie skal.
I jeszcze krótko o czterech powtarzających się błędach, które są skutkiem ubocznym przywiązania do polskiej gramatyki:
1. Jedziemy autobusem, wyciągamy rękę i pokazujemy dom na skraju lasu. Co mówimy? Jeg bor her. Błąd! Przecież nie mieszkamy w autobusie tylko tam, czyli der.
2. Mylimy podobnie brzmiące wy z norweskim vi zamiast dere. I gdy chcemy zapytać Czy byliście wcześniej w Polsce (Har Dere vært i Polen før?) i dodatkowo mylimy szyk przestawny, o czym pisałem wcześniej, wychodzi nam Vi var i Polen før (Byliśmy wcześniej w Polsce), co zupełnie nie popycha naszej rozmowy do przodu.
3. Zamiast powiedzieć pięć po (fem over), mówimy fem på czyli za pięć, co skutkuje tym, że nasz rozmówca spóźnia się na pociąg i po chwili wraca do nas z pozwem i adwokatem, ale nie takim do picia tylko do bicia (nas po kieszeni).
4. Gdy u nas pada, to wiadomo, że deszcz. Norwegowie muszą wiedzieć, co pada. Samo pada to za mało. U nich pada det. A w zasadzie nie pada, bo padać to falle ned, tylko deszczy. Czyli po prostu det regner. Zwłaszcza w Bergen.
Do zobaczenia!
Ilustracje: Katarzyna Sadowska
To może Cię zainteresować