Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Polacy w Norwegii

#PolakPotrafi: 11 lat temu wyjechali nad fiordy, teraz organizują festiwal dla miłośników morza. „Norwegia to nasz drugi dom, chcemy też dać coś od siebie”

Monika Pianowska

07 maja 2019 08:00

Udostępnij
na Facebooku
3
#PolakPotrafi: 11 lat temu wyjechali nad fiordy, teraz organizują festiwal dla miłośników morza. „Norwegia to nasz drugi dom, chcemy też dać coś od siebie”

Paweł i Agnieszka Kalicińscy mieszkają we Flekkefjord od 7 lat. Paweł Kaliciński/archiwum prywatne

9 tysięcy mieszkańców, najbardziej wysunięta na zachód gmina Sørlandet, połowa drogi między Kristiansand i Stavanger. Mowa o miejscowości Flekkefjord, nazywanej przez niektórych perłą norweskiego południa. Właśnie ona za sprawą grupki Polaków wkrótce stanie się rajem dla tych, których sercom bliskie jest morze i jego muzyka.
We Flekkefjord bowiem odbędzie się festiwal marynistyczny wypełniony dźwiękami z różnych zakątków świata, które od wieków towarzyszyły żeglarzom i marynarzom, a jak zapewnia jego organizator – nie będzie jedynie ukłonem w stronę miłośników szant, lecz przede wszystkim okazją do integracji polonijnej i norweskiej społeczności.

Zaczęło się pocztą pantoflową

Paweł Kaliciński, pomysłodawca International Maritime Festival, do kraju fiordów przeprowadził się z rodziną 11 lat temu. Początkowo, korzystając z oferty headhuntera, zamieszkał na wyspie Osterøy niedaleko Bergen, by tam wspólnie z żoną rozpocząć pracę w zawodzie. Początki nie były jednak usłane różami – 3,5 roku później firma ogłosiła upadłość i para Polaków właściwie z dnia na dzień została bez zatrudnienia. – Nie była to sytuacja absolutnie komfortowa – ocenia w rozmowie z nami Kaliciński. Po ośmiu miesiącach poszukiwań małżeństwo otrzymało propozycję kolejnego wyjazdu, tym razem na południe Norwegii, gdzie czekały stanowiska z tej samej branży. Tak para wraz z córką trafiła do Flekkefjord, gdzie do dziś mieszka i spełnia marzenia.
Chociaż morze nie jest związane z ich profesją, państwo Kalicińscy łączą z nim swoją pasję. We Flekkefjord kupili stary drewniany jacht i nawiązali liczne kontakty z żeglarzami, z którymi się zaprzyjaźnili, a ci – zaczęli ich spontanicznie odwiedzać. – Zaczęło się pocztą pantoflową, jednego roku przypłynęły do nas dwa jachty z obsadami, a w 2018 roku gościliśmy już 15 jednostek, czyli ponad 80 osób – wspomina Paweł Kaliciński. – Lubimy poznawać ludzi, słuchać opowieści i wspólnie biesiadować. Ostatnim razem ulepiłam 5 tys. pierogów – dodaje ze śmiechem żona, pani Agnieszka.
Jacht, który  para kupiła we Flekkefjord.
Jacht, który para kupiła we Flekkefjord. Paweł Kaliciński
Właśnie podczas jednej z takich wizyt Paweł z przyjacielem, Maciejem Jędrzejko, członkiem szantowego zespołu Banana Boat, wpadł na pomysł zorganizowania festiwalu folkowo-szantowego. – Maciek był taką iskrą, usiedliśmy do komputera i w trzy dni napisaliśmy plan – mówi. Projekt zaprezentowali w siedzibie organizacji Smaabyen Flekkefjord, udało im się zaprosić do niego Magdalenę Janczurę i członków Flekkefjord Sangforening, m.in. Ole Z. Torkildsena, który zajmuje się Muzeum Kolejnictwa we Flekkefjord i jednocześnie pracuje jako kustosz w starej kopalni w Knaben. Do grupy dołączył również Steinar Dyrli, polityk partii SV i „kolega z kei”, a burmistrz miasta zapewnił pomoc i udostępnił scenę na potrzeby imprezy. – Bez wsparcia przyjaciół z miasta nie byłoby szans, żeby ten pomysł przeszedł – podsumowuje organizator.

Przede wszystkim: integracja i dobra zabawa

Twórcy International Maritime Festival nie chcą być w Norwegii tylko po to, żeby brać, ale chcą też coś dać od siebie. – Nasz cel to integracja polskiej i norweskiej społeczności, ale także pobudzenie towarzystwa, które zajmuje się muzyką i sztuką, połączenie kultur polskiej z norweską i innych – mówi Paweł Kaliciński. Impreza będzie miała otwarty charakter, a przede wszystkim nie będzie biletowana. Ponadto ma stanowić również ukłon w stronę tych, którzy nie mają możliwości na nią dotrzeć.
Właśnie dlatego artyści zaśpiewają dla starszych osób z Domu Opieki Tjørsvågheimen. Na otwarcie festiwalu organizatorzy przygotowali też coś dla najmłodszych: malowanie twarzy, konkurs na najlepszy strój piracki, integracyjną zabawę. Dzieci będą miały szansę odnaleźć piracki skarb – ukrytą w mieście skrzynię wypełnioną czekoladowymi monetami – oraz wiele niespodzianek.

100 kilometrów się jedzie do znajomego na kawę, tym bardziej można się wybrać na festiwal.

Dlaczego akurat muzyka marynistyczna? – Kiedyś szanty, jak wszyscy na nią mówią, były pieśniami pracy, ale też marynarze śpiewali o tęsknocie do akompaniamentu prostych instrumentów. W dalszym ciągu są to teksty o tęsknocie człowieka, który jest w dalekim rejsie, za życiem lądowym. Wciąż często śpiewa się do muzyki irlandzkiej, szkockiej, celtyckiej, ale też polskiej – tłumaczy Paweł Kaliciński. – W Polsce muzyka marynistyczna przechodzi swego rodzaju renesans, a scena folkowa działa dość prężnie, co potwierdzają festiwale w Krakowie czy Wrocławiu albo Szanty pod Żurawiem w Gdańsku – kontynuuje. W Norwegii natomiast w podobnym klimacie odbywa się festiwal w Langesund, a International Maritime Festival byłby drugim, ale pierwszym organizowanym przez Polonię we współpracy z Norwegami.
Paweł Kaliciński
Jak w rozmowie z nami opowiadał Kaliciński, szanta dawniej była pieśnią pracy, która spełniała konkretny cel i miała konkretne tempo – w rytm wszystkich prac wykonywanych na pokładzie, z zaśpiewem jednej osoby z załogi. – Po jakimś czasie stało się to zawodem: armatorzy płacili osobie odpowiedzialnej za zaśpiew i pilnującej, żeby pracę kończono w określonym czasie. Inna praca, jak stawianie żagli czy wyciąganie kotwicy, inny rodzaj tempa – mówi.
Podsumowując: monotonne. Obecnie jednak wiele zespołów wprowadza coraz szerszy arsenał instrumentów, aranżacje coraz bardziej „przyjazne ludziom”, czego dowodem był koncert grupy Slogmåkane, znanej z norweskiego programu talent show, który w międzyczasie udało się zorganizować we Flekkefjord. Zjawiło się sporo ludzi, w tym młodych, nie do końca świadomych muzyki marynistycznej – z ciekawości.

(...) Gdyby przez cały dzień przewinęło się pod sceną kilka tysięcy ludzi, którzy będą się dobrze bawić, to „byłoby coś”!

Zespół zagrał za darmo, a dochód z biletów przeznaczył na festiwal, żeby odciążyć organizatorów. O samym festiwalu mówi się już globalnie – poza tym, że wieść o nim dotarła do USA, to grupa szantowa z Nowej Zelandii chciałaby wziąć udział w wydarzeniu, jednak czeka na dotacje od ministra kultury. Organizatorom udało się już zabookować występy 9 wykonawców, którzy przybędą do Flekkefjord z Norwegii, Holandii, Niemiec i Polski.  Dodatkową atrakcją będzie krótki show na trampolinach w wykonaniu grupy Jump Up Stavanger.
Daje to już właściwie gwarancję całodniowej imprezy, ale do pełni szczęścia kilku zespołów jeszcze brakuje. Na to również brakuje jednak w tym momencie środków – chętnych zgłosiło się więcej, niż koordynatorzy projektu są w stanie obsłużyć – i chociaż na miejscu w pomoc angażuje się również norweska społeczność, twórcy Flekkefjord Shantyfestival szukają wsparcia sponsorów. Jak podkreślają, impreza plenerowa ma to do siebie, że nawet jeśli przychodzi całe miasto, to wszyscy się mieszczą, i chociaż stawiają na jakość, a nie ilość, to gdyby przez cały dzień przewinęło się pod sceną kilka tysięcy ludzi, którzy będą się dobrze bawić, to „byłoby coś”.
Agnieszka i Paweł Kalicińscy.
Agnieszka i Paweł Kalicińscy. Paweł Kaliciński

Czasem trzeba się zatrzymać...

Zapytani, czy utożsamiają się z tekstami szantowych utworów, Paweł i Agnieszka odpowiadają: – Niektóre z tych tekstów są proste, bo były stworzone w konkretnym celu. To krótkie rymowanki potrzebne do utrzymania tempa pracy. Ale teksty i piosenki komponowane obecnie są po prostu o życiu, że trzeba się czasami zatrzymać, pomyśleć nad tym, co się robi i spojrzeć na to z innej perspektywy, żeby przekonać się, że wszystko w życiu ma jakiś sens. W kontekście rozłąki z rodzinnym krajem dodają: – Istnieją komunikatory, ale za ich pośrednictwem uścisnąć się nie można, więc utożsamiamy się i tęsknimy.

Człowiek z jednej strony tęskni, a z drugiej jest u siebie. Stoimy trochę okrakiem. Jak jesteśmy w Polsce, tęsknimy za Norwegią i odwrotnie.

Mimo wszystko podkreślają, że Norwegia jest ich domem, i chociaż czasem brakuje im Polski, to nad fiordami żyją i są zintegrowani z lokalnym społeczeństwem. – Człowiek z jednej strony tęskni, a z drugiej jest u siebie. Stoimy trochę okrakiem. Jak jesteśmy w Polsce, tęsknimy za Norwegią i odwrotnie.

Ich córka, Wiktoria, nie chce jednak podejmować nauki na polskim uniwersytecie. Dostała się na swój wymarzony kierunek, animację i ilustrację na Uniwersytecie w Worcester. Jak jednak tłumaczą: – Wiktoria mówi, pisze po polsku, zna historię Polski, wie, skąd pochodzi i nie wstydzi się tego. Jest dumna, podobnie jak my, ze swojego pochodzenia. Mamy polskie obywatelstwo i to się raczej nie zmieni.

Dlaczego akurat Flekkefjord?

W naszej rozmowie okazało się, że Kalicińscy mają w kraju fiordów więcej norweskich przyjaciół niż polskich, ale zostało to w głównej mierze zdeterminowane charakterem ich pracy. – W firmach nie mamy dużej styczności z Polakami i we Flekkefjord nie mieszka liczne grono Polonii. Kiedyś byli to pracownicy rotacyjni, którzy pracowali w stoczni, ale ta ogłosiła upadłość – mówią.
Samą gminę zamieszkuje około 9 tys. osób, a większe ośrodki, jak np. Stavanger, są od niej oddalone o jakieś 100 kilometrów. Tam zresztą, jak sami Kalicińscy wspominają, podczas EXPO nawiązali kontakty z „mnóstwem świetnych Polaków pełnych pozytywnej energii”. Efektem tego jest chociażby udział w festiwalu polskiej firmy Top Food ze Stavanger, która będzie serwować gościom festiwalu polskie zapiekanki oraz inne smakołyki.
Skąd więc pomysł, żeby akurat we Flekkefjord organizować festiwal? – 100 kilometrów się jedzie do znajomego na kawę, tym bardziej można się wybrać na festiwal – padła prosta odpowiedź. Twórcy marynistycznej imprezy nie wyobrażają sobie innego miejsca na wcielenie jej w życie. – Miasto samo w sobie ma niesamowity klimat. To malownicze miejsce z przyjazną przystanią. Poza widokami ma sporo do zaoferowania – podkreśla pomysłodawca festiwalu.
Odległość raczej nie będzie stanowiła dla zainteresowanych problemu. Jak się dowiedzieliśmy, pierwsi goście zapowiedzieli, że... przypłyną do Flekkefjord jachtami. Pozostaje śledzić stronę internetową, fanpage na Facebooku i szykować się na muzyczno-morskie święto 15 czerwca.
Flekkefjord in 4K (DJI Osmo plus)

15 czerwca we Flekkefjord wystąpią:

  • Norwegia: Flekkefjords sangforening,  Farsund Shantykor, Cape Horn Bergen
  • Holandia: Pyrates!
  • Niemcy: Patty Gurdy
  • Polska: Banana Boat, Za Horyzontem, Dzieci Płocka, Jump UP Stavanger

Organizatorzy:

  • Pawel Piotr Kalicinski
  • Aga Kalicinska
  • Magdalena Janczura
  • Ole Z Torkildsen
  • Aleksander Egeli
  • Sylfest Abelsnes
  • Bjørn Arvid Nilsen
Organizatorzy Flekkefjord Festiwal z pirackim skarbem.
Organizatorzy Flekkefjord Festiwal z pirackim skarbem. facebook/Flekkefjordshanties
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


szalkos@wp.pl

08-05-2019 12:12

Dzieci Płocka fajnie. Ja jestem Plocczanka. A dzieciaki i młodzież fajnie śpiewa i tańczy.

Pawel K.

08-05-2019 07:19

Tomasz, myślę że powinno gdzieś miejsce być.
Chyba obecnie najbliższym hotelem jest Moi Hotell, to jakieś 20km od centrum FLekkefjord.

chetnie bym przyjechał mieszkam w skien ale czy jest mozliwosc przenocowania 2 dorosłych z 3 małych dzieci ? atak z innej beczki interesuje sie szanta od dawna nawet kiedys zagrałem w krakowie na shantis jestem corocznym bywalcem festiwalu w langesund on bardzo sie rózni od festiwali szantowych w polsce tu w norwegi jest zupełnie inna formuła festiwalu inni wykonawcy i bywalcy muzyka szantowa uwazana jest za muzykie ludzi w podeszłym wieku a wykonawcami sa najczesciej koła emeryt ów itp festiwal ma kilka małych scen na ulicy i jedna główna scene w porcie standardem jest ze zespł gra dziennie 5 koncertów 20 min a ostatniego dnia wszystkie kapele na koniec graja razem w lagesundzie przyjezdzaja tez polskie kapele były np perły łotry i klipry z radomia ci dopiero dali czadu zycze powodzenia tomek

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok