Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu
Stocznie, związkowcy, EOG i Sąd Najwyższy

 
 
W ubiegły wtorek (5. lutego), norweski Sąd Najwyższy zaczął rozpatrywać sprawę pozwu dziewięciu stoczni przeciwko Komisji ds. układów zbiorowych (Tariffnemnda), popieranej przez związki zawodowe, dotyczącą interpretacji upowszechnionej umowy zbiorowej dla branży stoczniowej, a konkretnie tego, czy pracownicy mieszkający poza daną gminą mają odgórnie prawo do dodatku rozłąkowego i innych dodatków do pensji.


Partia Socjalistycznej Lewicy (SV) i Partia Centrum (Sp) pomstują na umowę EOG. Centrala Związkowa LO i Partia Robotnicza (Ap) czekają na decyzję Sądu Najwyższego. Nie ulega kwestii, że wyrok w tej sprawie może spowodować rozłam w łonie LO jeśli chodzi o poglądy na przynależność Norwegii do EOG. Może też oznaczać poważne problemy dla Ap w nadchodzącej kampanii wyborczej.

Ponad trzyletnia batalia w sądach

Arve Bakke z Fellesforbundet, największego spośród związków zawodowych zrzeszonych w centrali LO, mówi, że sprawa stoczniowa, którą rozstrzygać będzie teraz norweski Sąd Najwyższy, jest najważniejszą kwestią prawną ostatnich lat, w którą angażowała się LO.

- Jeśli LO przegra tę sprawę, będzie to oznaczać, że umowa EOG nie jest wystarczająco dobra dla Norwegii - powiedział w ubiegłym tygodniu Bakke w rozmowie z dziennikiem Klassekampen.

To niewątpliwie moce słowa ze strony kogoś, kto uchodził dotąd za jednego z największych zwolenników EOG w norweskim ruchu związkowym.

Dziewięć stoczni skupionych w Norweskim związku pracodawców w przemyśle (Norsk Industri) wystąpiło jesienią 2009 roku do sądu, domagając się unieważnienia wprowadzonych przez Komisję ds. układów zbiorowych przepisów o upowszechnieniu dla branży stoczniowej.

Komisję i upowszechnioną umowę zbiorową poparły natomiast związki zawodowe.

Do tej pory dwie niższe instancje: sąd rejonowy (tingrett) i okręgowy (lagmannsrett), wydały orzeczenia po myśli państwa i związkowców, jednak przedstawiciele stoczni nie zrezygnowali i tak sprawa zawędrowała aż do Sądu Najwyższego, którego orzeczenie będzie już ostatecznym rozstrzygnięciem w tej sprawie.

- Mamy nadzieję, że Sąd Najwyższy przychyli się do naszego stanowiska, że pokrycie kosztów podróży, wyżywienia i zakwaterowania powinno należeć się pracownikowi dodatkowo do pensji minimalnej. Tak było w Norwegii zawsze od roku 1907, kiedy to wynegocjowano pierwszą ogólnokrajową umowę zbiorową - mówi sekretarz Fellesforbundet, Liv Christiansen.

Jak na razie Związek uzyskał poparcie dla tego stanowiska zarówno w sądzie rejonowym, jak i sądzie okręgowym.

- Jeśli państwo, reprezentowane przez Komisję ds. układów zbiorowych, przegra tę sprawę, przedsiębiorstwa norweskie będą dyskryminowane w rywalizacji o kontrakty w stoczniach i wysyłanie pracowników do stoczni - podkreśla Kristiansen.

Nie dla dumpingu socjalnego

Jądro prawniczego sporu jest dość proste. Chodzi o to, w jakim stopniu państwo (za pośrednictwem Komisji ds. układów zbiorowych - Tariffnemnda) może domagać się, by stocznie takie jak np. Kleven, czy Ulstein (na zdjęciu w nagłówku) zapewniały wszystkim pracownikom, również tym zagranicznym, takie same warunki jeśli chodzi o czas pracy, dodatki za dojazdy, wyżywienie, zakwaterowanie i nadgodziny. Czy wynajmowani do stoczni Polacy i Rumuni powinni mieć prawo nie tylko do norweskich stoczniowych stawek minimalnych, lecz również do 37,5 godzinnego tygodnia pracy, podwójnej stawki za pracę nocną oraz 20% dodatku do pensji, jeśli muszą dojeżdżać do pracy z daleka (tzw. rozłąkowe - bortetillegg)?

Sprawa ta dotyka wszystkich "najświętszych" dla ruchu związkowego kwestii, ponieważ zdaniem LO upowszechnienie tego typu uprawnień stanowi najważniejszy środek zapobiegający wyzyskiwaniu zagranicznych pracowników. Co więcej: zapobiega ono wygryzieniu norweskich pracowników - członków LO z rynku pracy przez tańszych, czyli bardziej konkurencyjnych, pracowników spoza Norwegii. A tych po roku 2004, czyli po wcieleniu do EOG krajów Europy środkowo-wschodniej, napłynęło do stoczni na zachodnim wybrzeżu Norwegii bardzo, bardzo wielu.

Branża stoczniowa - najsurowsze przepisy o upowszechnieniu?

Upowszechnianie umów zbiorowych nie jest w Norwegii niczym nowym. Nowością w przypadku branży stoczniowej i upowszechnionej umowy zbiorowej dla niej, która weszła w życie w 2008 roku, było jednak to, że objęła ona, poza minimalnymi stawkami wynagrodzeń, również takie kwestie jak nadgodziny, dodatki rozłąkowe i inne tego typu kwestie.

Największa organizacja pracodawców w Norwegii - NHO - powiedziała wtedy "nie" i powołując się na umowę EOG zażądała, by państwo wycofało się z tych przepisów. Tym sposobem sprawa nabrała wymiaru politycznego. Gdyż jeśli NHO (tutaj w osobie stoczni) ostatecznie przeforsuje swoje stanowisko, przeciwnicy umowy w LO i innych związkach zawodowych uzyskają pierwszy namacalny dowód na to, że umowa EOG może stanowić przeszkodę dla utrzymania silnej ochrony pracobiorców norweskich.

Dobry zły Europejski Obszar Gospodarczy

Pod koniec ubiegłego roku kierownictwo LO i Ap zdołały zdusić wrogie nastroje wobec EOG wśród związkowców, do czego przyczyniło się wiele kwestii. Najważniejszą z nich było to, że najnowsza dyrektywa UE dotycząca agencji zatrudnienia okazała się zmorą i przekleństwem - ale dla pracodawców. Według Związku pracodawców w przemyśle - Norsk Industri, dzięki niej wynajmowani pracownicy są drożsi, a nie tańsi niż właśni pracownicy firmy. Dzięki takiemu obrotowi spraw przeciwnicy EOG w LO stracili chwilowo swoje argumenty za tym, że EOG prowadzi do brutalizacji norweskiego rynku pracy.

Spadek temperatury w debacie o EOG był na rękę rządzącej Partii Robotniczej, która potrzebuje poparcia LO do osiągnięcia przyzwoitego wyniku w nadchodzących wyborach. Wszystkie rachuby mogą jednak wziąć w łeb, jeśli okaże się, że z powodu dostosowywania się do prawa unijnego (poprzez umowę EOG) Norwegia będzie musiała choćby częściowo ograniczyć postanowienia o upowszechnieniu.

Prawo i polityka

Trzeba oczywiście pamiętać o tym, że rozstrzygając w sprawie stoczniowej Sąd Najwyższy będzie brał pod uwagę argumenty prawne, a nie polityczne. Poza tym orzeczenia Sądu obowiązują dla konkretnych spraw (w tym przypadku sprawy Stocznie vs Tariffnemnda). Niemniej jednak raz wydany wyrok stanowi pewną wskazówkę dla dalszego orzecznictwa w podobnych przypadkach, a poza tym w sprawie tej oczywistym jest, że reperkusje polityczne będą spore, gdyż kwestie prawne i polityczne bardzo silnie się w niej zazębiają. Warto zatem spojrzeć, jak wyglądało dotychczasowe orzecznictwo Sądu Najwyższego w podobnych przypadkach z pogranicza prawa i polityki.

Jeśli w tym procesie Sąd Najwyższy zdecyduje się na zmianę werdyktu sądów niższej instancji, a tym samym narazi państwo na straty, nie będzie to bynajmniej pierwszy przypadek przeciwstawienia się przezeń rządowi. Sąd Najwyższy orzekał już nie po myśli rządu chociażby w roku 2007, w sprawie podatków płaconych przez armatorów. Tamten wyrok został przez liderkę Partii Socjalistycznej Lewicy, obecną minister finansów, Kristin Halvorsen, określony pogardliwie jako "wyrok klasowy".

Sprawa stoczniowa jest o tyle prostsza, że nie mamy tu do czynienia ze sporem konstytucyjnym (jak to było w przypadku sprawy opodatkowania armatorów), lecz raczej z pytaniem o to, jak ściśle Sąd Najwyższy zechce zinterpretować międzynarodową umowę, która może być sprzeczna z wewnętrznym prawem norweskim.

W sprawach tego typu większość sędziów Sądu Najwyższego przeważnie ma opory przed byciem na tyle "międzynarodowym", by nadepnąć Stortingowi, czy rządowi na odcisk. Przykładem na to może być chociażby niedawna, bo z grudnia ubiegłego roku, sprawa wyroku odnośnie dzieci ubiegających się o azyl. Większość składu sędziowskiego bynajmniej nie była skłonna do takiej interpretacji konwencji ONZ o prawach dziecka, która nakładałaby na Norwegię zbyt rozległe zobowiązania, natomiast położyła nacisk na to, że państwo musi mieć dostatecznie duże pole manewru, by móc "dokonywać trudnych rozstrzygnięć o dużej wadze politycznej".

Czy taki szacunek dla "karzącej ręki polityki" i tym razem przyjdzie z pomocą rządowi, Partii Robotniczej oraz centrali LO okaże się już wkrótce.

FAKTY

Sąd Najwyższy rozpoczął rozpatrywanie sprawy stoczniowej we wtorek, 5. lutego.

We wtorek i środę (5. i 6. lutego) swoje stanowisko przedstawiały stocznie oraz Główna Organizacja Gospodarcza (NHO).

W czwartek i piątek (7. i 8. lutego) argumenty contra prezentowało państwo w osobie Komisji ds. układów zbiorowych (Tariffnemnda) oraz centrala związkowa LO i jej największy związek Fellesforbundet.

Następujące kwestie stanowią przedmiot zastrzeżeń ze strony NHO i stoczni:

  • Dodatek rozłąkowy w wysokości 20% (licząc od upowszechnionych stawek minimalnych) dla pracowników, którzy dojeżdżają do pracy z tak daleka, że są zmuszeni nocować poza miejscem zamieszkania

  • Pokrywanie pracownikom kosztów podróży, zakwaterowania i wyżywienia

  • 37,5 - godzinna norma tygodniowego czasu pracy. Stocznie domagają się, by normalny czas pracy wynosił 40 godzin tygodniowo.

  • Dodatek za nadgodziny w wysokości 50% oraz 100% za pracę nocną. Stocznie domagają się zmniejszenia go do 40%, licząc od stawek minimalnych.

Będziemy informować naszych czytelników o wyniku tej sprawy, kiedy Sąd Najwyższy wyda swój wyrok.



Źródła: Aftenposten, Fellesforbundet, Lovdata




Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok