Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Reklama

Rata w Norwegii już od618kr

Sprawdź ratę

Usługa realizowana przez DigiFinans.no | Priseksempel: Eff. rente 15,82%, 100 000 kr. over 5 år, etablering 950 kr., Tot. 142 730 kr.

15 tysięcy Chorwatów skandowało Polska, Polska, Polska. Wenta kilka razy chciał ryczeć, cichy bohate

Są wielcy, gdyż dali radę. Mimo wszystkich przeciwności losu, mimo kontuzji i porozbijania, duch okazał się mocniejszy od ciała. "Płakać nie płakałem, bo nie wypada, ale parę momentów takich było, że chętnie bym się poryczał” – powiedział po meczu o brązowy medal trener Bogdan Wenta. "Dwa razy trafić Dunów na takiej imprezie to nie byle co. Zagraliśmy znakomite spotkanie i to my, a nie Duńczycy wyciągnęliśmy więcej wniosków z pierwszego meczu”.

Kluczem jak zwykle była obrona i tym razem rewelacyjna gra drugiej linii. Ogolony na łyso Karol Bielecki raz za razem dziurawił bramkę Kaspera Hvidta. Był jak odmieniony, jakby zrzucił z siebie cały ciężar nieudanych akcji w innych meczach, jakby rozumiał, że jego bramki mogą dać ten brązowy medal.

I dały. Po meczu olbrzym z Sandomierza jak zwykle podkreślał, że nie ma żadnych bohaterów, że gra cały zespół, że nie ważne kto rzuca, ale przecież ktoś musiał, a tym kimś był Karol Bielecki. Dzielnie sekundował mu Bartłomiej Jaszka. Też nieudana pierwsza faza w Varażdinie. Problemy, zamknięcie psychiczne, lecz dzisiaj rewelacyjnie prowadził grę reprezentacji Polski. Wiedział, że musi, bo Damian Wleklak bardziej wszedł na boisko siłą woli i charakteru niż możliwości fizycznych.

Dla mnie jednak największą wartością polskiego zespołu w tych mistrzostwach był Tomasz Tłuczyński. Jeszcze przed rokiem w Norwegii, posępny skrzydłowy unikał dziennikarzy, starał się uciekać od kamer i mikrofonów, był speszony i nieśmiały. W Chorwacji to człowiek pewny własnej wartości, mocny psychicznie i fizycznie. Nie można go złamać, on łamie innych. Tomka nie ma jednak w najlepszej drużynie tych zawodów.

Na lewym skrzydle fachowcy umieścili Francuza Michaela Guigou, na prawym reprezentanta gospodarzy Ivana Cupića, najlepszym kołowym mistrzostw i najbardziej wartościowym graczem inny zawodnik Chorwacji Igor Vori. I tylko nie przewidzieli wybierający, że w finale Vori dostał czerwoną kartkę, gdy chciał rzucić piłką w sędziego. Przegrywać też trzeba umieć. Vori i chorwaccy kibice nie potrafią.

Drugim zawodnikiem mistrzowskiego francuskiego zespołu w najlepszej drużynie mistrzostw, środkowy rozgrywający Nikola Karabatić, a trzecim fenomenalny bramkarz Thierry Omeyer, choć ja widziałbym w tym miejscu Sławomira Szmala. Ale i my mamy swego reprezentanta. To prawy rozgrywający reprezentacji Polski Marcin Lijewski.

Stawkę uzupełnia Chorwat Blażenko Lacković na lewej połówce. Najlepszym strzelcem chorwackich mistrzostw świata Kirył Lazarov z Macedonii. Pamiętamy, napsuł nam sporo krwi, ale ponieważ pamiętliwi nie jesteśmy – wybaczamy i gratulujemy.

Reprezentacja Polski w piłce ręcznej mężczyzn jest pierwszym zespołem w historii polskiego sportu, który przywozi medale z dwóch kolejnych mistrzostw świata, a to jeszcze nie wszystko. To grupa ludzi zdeterminowana by być najlepszymi na świecie. Ja mocno w to wierzę choć Wenta mówi, że będzie coraz trudniej. "Z myśliwych staliśmy się zwierzyną – twierdzi z uśmiechem, ale jednocześnie przyzwyczailiśmy wszystkich, sędziów, działaczy, organizatorów i inne drużyny, że trzeba się z nami liczyć. Na podium Polacy byli z początku przyjmowani nieufnie, ale gdy po odebraniu medali zaczęli się cieszyć, cała piętnastotysięczna publiczność w hali z Zagrzebiu skandowała Polska, Polska, Polska. Dla takich chwil warto żyć.

Z Zagrzebia dla Wirtualnej Polski - Andrzej Janisz, Polskie Radio.
Żródło: wp.pl
Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok