Witajcie. W kiwi na Ringeriksveien pracuje polak (Lierstranda), nie ma w tym nic dziwnego gdyby nie fakt iz... przyklad.
Masa klientow w kolejce, ucina sobie pogawedke po polsku z kolegami przy kasie (klienci), wszystko idzie topornie wolno. Mam pytanie odnosnie zakupow i koles "zapomina polskiego"
Mowi po norwesku ze nie rozumie
taka sytuacja miala miejsce 2x, myslalem ze jestem zamroczony lub cos takiego i ubzduralem sobie ze to polski, ale dziewczyna mnie oswiecila ktora byla ze mna.
"Patrz, ci dwaj klienci to polacy" - rejestracja.
Bardzo bezczelna sytuacja, problemem z komunikowaniem sie w bokmål czy angielskim nie mam, lecz sam fakt jest dosyc denerwujacy.
Idealny przyklad polactwa.
Masa klientow w kolejce, ucina sobie pogawedke po polsku z kolegami przy kasie (klienci), wszystko idzie topornie wolno. Mam pytanie odnosnie zakupow i koles "zapomina polskiego"
Mowi po norwesku ze nie rozumie
taka sytuacja miala miejsce 2x, myslalem ze jestem zamroczony lub cos takiego i ubzduralem sobie ze to polski, ale dziewczyna mnie oswiecila ktora byla ze mna.
"Patrz, ci dwaj klienci to polacy" - rejestracja.
Bardzo bezczelna sytuacja, problemem z komunikowaniem sie w bokmål czy angielskim nie mam, lecz sam fakt jest dosyc denerwujacy.
Idealny przyklad polactwa.