Z tym się zgadzam " Przedszkola to jedne z niewielu miejsc, w których można znaleźć pracę bez wykształcenia. Imigranci, którzy nie radzą sobie z norweskim nie tylko chcą zarobić, ale także nauczyć się języka. A to przecież miejsce, w którym uczyć powinny się dzieci, a nie dorośli!"
Ale jest też druga strona medalu. Czy na miejsce niewykwalifikowanej kadry zagranicznej znajdą wykwalifikowaną kadrę norweską? Wątpię.
Po drugie nie wydaje mi się żeby to, że dzieci nie są przygotowane do nauki w szkole było głównie winą pracowników-imigrantów. Mam do czynienia z dzieckiem, które chodziło do przedszkola norweskiego. Pobytu w przedszkolu nie nazwałabym nauką, co najwyżej aktywnym spędzaniem czasu, a bardziej dosadnie przechowaniem na czas kiedy rodzice są w pracy. Naukę pisania i czytania chłopiec zaczął dopiero w 1. klasie podstawówki. Kiedy więc pracownicy - imigranci mieli go źle nauczyć?
Po trzecie dziecko powinno spędzać w tym wieku czas również z rodzicami i to oni powinni dawać wzór poprawnej komunikacji. Nie chcę usprawiedliwiać ludzi z migracji zarobkowej, którym się nie chce uczyć języka, ale pracownicy przedszkola to nie jedyni rozmówcy z jakimi dziecko się styka.
Obligatoryjne kursy językowe dla kadry wydają mi się być dobrym pomysłem, tylko pewnie żadna kommune nie będzie chciała za nie płacić.