Pamiętam dzień, w którym rozległ się ostatni krzyk upadającego systemu. Stan wojenny był sposobem zapewnienia czasu dla rządzących na spokojne opracowanie i wdrożenie planu sprzedaży oficjalnej władzy nad krajem.
Jak pokazały nam lata "demokracji i wolności", ludzie "komuny" trzymają nadal kontrolę nad krajem, są takimi "szefami wszystkich szefów". Mają władzę w postaci majątku, układów, agentów, dobrze przygotowanych teczek (które ponoć zdążono częściowo spalić, a jakimś dziwnym trafem znajdują się papiery na "każdego" )...
Ofiary pierwszych dni stanu wojennego obrazują nam drogę, po której społeczeństwo dążyło do ostatecznej konfrontacji, narastająca fala społecznego niezadowolenia doprowadziłaby w końcu do tysiecy ofiar w bratobójczej wojnie (w historii i tu na forum mamy sporo przykładów jak łatwo wzbudzić w nas agresję przeciwko sobie). Zatrzymanie tej lawiny w chwili, kiedy nie osiągnęła jeszcze zabójczej mocy, było majstersztykiem. Przy okazji, gdyby doszło do wybuchu rewolucji, "komuniści" straciliby "wszystko", a ZSSR wkroczyłby z poparciem połowy świata i wtedy dupa, znowu nie ma kraju.